17 wrz 2015

#1 Powrót

No i się zaczęło. Jest 1 września 1985 roku, a Lilian Evans stoi na peronie 9 i 3/4  z  pękającym w szwach kufrem. Patrzy na swoje brudne, zniszczone glany, i czeka na Express Hogwart. Rozpoczyna szósty rok w szkole Magii i Czarodziejstwa.
 Podniosła głowę, szukając znajomej twarzy. Nagle zza tłumu wyłoniła się Martha Flynn, długowłosa blondynka o niemal czarnych oczach, jej przyjaciółka z dormitorium. Szła ubrana w czarną spódnicę, biały sweterek i pasujące baleriny. Włosy miała jak zawsze uczesane. Ceniła bardzo porządek, co czasem doprowadzało Lily do szewskiej pasji, kiedy na przykład na trzecim roku zrobiła rudej aferę o książki, które nie były ułożone wielkością. Jednak każdy ma swoje wady, Evansówna również, a Martha wbrew pozorom jest przyjacielską dziewczyną. Uwielbia malować, a jej obrazy są przepiękne. Poza tym, obie nie dały się omotać Potterowi i reszcie jego bandy. On i Syriusz zarywają do Gryfonek od może dwóch lat, a one dalej się z tego śmieją i kpią.
Martha podbiegła do rudowłosej i mocno ścisnęła.
- Lily! - krzyknęła radośnie
- Cześć! - odpowiedziała, puszczając ją. - Jak ci minęły wakacje?
- Nie wiesz? - zapytała unosząc brwi
- Chodziło mi o ten okres czasu, kiedy nie siedziałyśmy u siebie. - roześmiałam się
No tak. Lily i Martha prawie całe wakacje spędziły u niej w domu. Jest czystej krwi czarodziejką, a jej wielki dom wręcz pęka od magii. Jej rodzice również zaakceptowali jej przyjaciółkę, mimo iż jest z rodziny mugolskiej. O wizycie u siebie, ruda nawet nie chciała myśleć. Petunia na pewno zrobiłaby już swoje.
Chwilę później miłą rozmowę przerwała Debby Ross. Ich kolejna przyjaciółka z Gryffindoru, z którą nie widziały się dosłownie całe wakacje. Deborah miała czerwone, średniej długości, farbowane włosy, czarne ubrania, i glany. Uwielbiała metal i rock. Nie zabrakło też jej znaku rozpocznawczego, czyli dość mocnego makijażu w ciemnych odcieniach. Nuciła też najnowszą piosenkę Pink Floyd. W sumie więcej Evansównę łączyło z Debby, niż z Marthą. Kto by pomyślał, że taka schludna i uporządkowana dziewczyna weźmie za przyjaciółki dwie słuchające rocka, o wyróżniającym się kolorze włosów, odrobinę bałaganiarskie, wybuchowe dziewczyny, jak one?
- No witam - powiedziała uradowana, zdejmując słuchawki z głowy
- Nowy kolor włosów? - zauważyła Martha
- Zielony mi się znudził. A na przyszły rok planuje fioletowy, no wiecie, muszę kiedyś wyglądać jak dziewczyna - odparła żartobliwie
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem.
Kiedy nadjechał Express Hogwart, Gryfonki wsiadły i wybrały sobie przedział, dokładnie ten,w którym siedziały od zawsze. Podróż trwała już 3 godziny, a im dalej nie skończyły się tematy do rozmów.

***

Czwórka przyjaciół siedziała w przedziale, który "naznaczyli" na drugim roku. Był on oznaczony wyrytym małyn napisem "Huncwoci", w prawym dolnym rogu drzwi. Chłopcy opowiadali sobie o wakacjach. Nagle czarnowłosy okularnik, zwany też James Potter, lub Rogacz, wstał, oznajmując, że idzie po coś do picia.
Wyszedł z przedziału i szukał wzrokiem pani sprzedającej. Poszedł do przodu. Patrzył przy okazji na ludzi siedziących w przedziałach, o czymś rozmawiających, lub grających w Eksplodującego Durnia.
 Przy jednym przedziale zatrzymał się na chwilę. Siedziały w nim 3 dziewczyny z jego domu. Martha czytała jakąś książkę, Debby pochłonęła się w muzyce, a nawet chyba zasnęła ze słuchawkami na uszach, a rudowłosa dziewczyna w szkolnej szacie szukała czegoś w małej, zielonej torbie, tak bardzo pasującej do jej oczu. To była Lily Evans. Inteligentna, zwykle napuszona, dumna, trochę zarozumiała, jednak miała taki piękny uśmiech...
 James zauważył to już w 3 klasie, kiedy poderwanie Lily było zwykłym wyzwaniem od Łapy, jednak sprawy potoczyły się inaczej. Bo to właśnie w rudej James po raz pierwszy na poważnie się zakochał, chociaż nie przyjmował tego do myśli. Do dzisiaj pamiętał, jak pierwszy raz padło pytanie
- Evans, umówisz się ze mną?
Został wtedy pierwszy raz odrzucony. Każda dziewczyna z Hogwartu chciała go mieć, a on chciał mieć piękną Lily Evans, tak niedostępną. Jednak kiedyś będzie jego. Był o tym przekonany.
Kiedy uczniowie dotarli do Hogsmeade, w ekspresie panowało niemałe zamieszanie. Każdy się przepychał, taranował młodszych, byle by już znaleźć się w Hogwarcie.
 Lily właśnie przypadkiem wpadła na Rebeccę Bonn z Ravenclawu, z którą kiedyś często spotykała się w bibliotece, wymieniły przepraszające spojrzenia, i szły dalej w tłumie uczniów wychodzących z ekspresu. Właśnie schodziła po schodach, miała już być na dole, i nagle, BUM!
Jakiś Ślizgon z siódmej klasy popchnął ją na tyle, że straciła równowagę, i już myślała, że walnie głową o asfalt, zakryła twarz. Poczekała chwilę, chciała ocenić, czy coś się jej stało. Otworzyła oczy, i okazało się, że znajduje się w silnych ramionach Jamesa Pottera. Trochę za nim stał Syriusz Black, chichocząc dyskretnie z zaistniałej sytuacji. 
O nie. Ona, Lily Evans, zostałą uratowana przez największego kretyna w całym Hogwarcie. Poczuła urazę dla swojej dumy, i już chciała się wyrywać, kiedy James odstawił ją na ziemię jak największy skarb. Pomyślała, że zaraz z jego ust padnie kolejny kretyński tekst mający na celu poniżenie jej.
- Wszystko w porządku? - zapytał, w niecharakterystycznym dla siebie tonie
- Co.. Ja? No... Tak, chyba tak... Ślizgoni to idioci... - zdołała wydusić
- To był Tom Brooks, kapitan drużyny Ślizgonów, nieprzyjemny typek - odparł Potter
- Nawet się nie obejrzałam, żeby wyczuć, że to Ślizgon. Oni nienawidzą przecież szlam. - wywróciła oczami Evans
- Nie jesteś szlamą - odparł James, puszczając jej oczko ze znanym już huncwockim uśmiechem i odwracając się na pięcie powędrował do przyjaciół.

  ***

Lily nie wiedziała co o tym myśleć. Pognała w stronę Hogwartu cały czas myśleć o sytuacji, która wydarzyła się w Hogsmeade. To niemożliwe, żeby to był ten James Potter. Może ma zaginionego brata bliźniaka? Przecież on był zawsze arogancki, dumny i leniwy. Nienawidziła go. Kiedy zaczęła podejrzewać u Huncwota rozdwojenie jaźni, nagle z zamysłu wyrwała ją Debby.
- Lily! Szukałyśmy cię! Rozumiem, Potter uratował ci dupę, ale nie będziesz chyba nad tym rozmyślać cały rok? - odparła
- Nie, Debby. Tylko to było... dziwne. Przecież wiesz, jaki on jest. I nawet nie zapytał o randkę, nie dowalił jakiegoś dziecinnego tekstu!  - Ruda wsadziła ręce w kieszenie szaty.
- A chciałabyś, żeby cię zaprosił? - Debby zaczęłą sugestywnie poruszać brwiami
- NIE! - Lily dała przyjaciółce sójkę w bok lekko się uśmiechając
W takim roześmianym humorze Gryfonki weszły do Wielkiej Sali, odnajdując Marthę. Pech chciał, że od razu na przeciwko ich siedzieli Huncwoci. James i Syriusz wpatrywali się w jakiś kawałek pergaminu, wskazując na nim jakieś punkty, Remus coś notował na kartce, a Peter beztrosko jadł batonika przywiezionego z domu. Lily ich za długo znała, żeby nie wiedzieć, że mają zamiar zrobić komuś kawał. A może nawet nie komuś, a wszystkim uczniom. Przyglądała im się uważnie. Zauważyła, że Remus kreśli plan Wielkiej Sali.
- Remus, dlaczego rysujesz plan Wielkiej Sali? - palnęła bez zastanowienia
Huncwot podniósł się znad kartki i badał wzrokiem Lily.
- A czemu chcesz to wiedzieć? - odparł
- Bo chcę. Powiesz? - zapytała
- Ech, Lily, my teraz... - nie dokończył, bo do rozmowy wtrącił się Syriusz
- Luniaczek próbuje dojść, gdzie tu można mieć z góry widok na całą salę - rzekł zadowolony
- Ale niestety nie dowiesz się, czemu, musimy lecieć - powiedział James, wstając z Huncwotami od stołu
- Ale nie możecie, zaraz będzie Ceremonia Przydziału! - Oburzyła się ruda
- Jesteś słodka, jak się złościsz, Evans - odparł na pożegnanie James oddalając się od stołu Gryfonów.
Tak, zdecydowanie stary James Potter powrócił. Jednak Ruda nie chciała odpuszczać również wstała, i mimo próśb o zostanie ze strony Marthy i Debby, pobiegła za Huncwotami.

***
Huncowci szli korytarzami Hogwartu. Kiedy dotarli do odpowiedniego miejsca, gdzie mogli wykonać swój kawał, James postawił torbę na podłodze i zaczął w niej czegoś szukać. Ceremonia przydziału właśnie się skoczyła, i trwała przemowa Albusa Dumbledore'a.
- To będzie żart roku! - ekscytował się Peter
- Będą jeszcze lepsze, Glizdku - odparł z spokojem James - Swoją drogą, serio musiałeś wypaplać Evans nasz plan? Założę się, że poszła za nami...
- A myślałem, że się w niej bujasz - Syriusz nie odpuszczał
- No ale wiesz, jaki ma charakterek - James próbował się roześmiać
- Czyli już jej nie kochasz? - spytał się Peter
- Kocham, i to nie wiecie nawet jak, ale lepiej skończmy temat i zajmijmy się deszczem... - uśmiechnął się huncwocko
- Ale ona ciebie nienawidzi - Glizdogon nie dawał za wygraną
Rogacz nie odpowiedział mu na to pytanie, a kiedy wyjął potrzebną rzecz, zaczęli przystępować do swojego planu, całą wielką salę zalał deszcz... jajek.
Za ścianą stała Lily Evans, zupełnie zmieszana, po cichutku wycofując się ze swojego planu i wracając do Wielkiej Sali.